Czy Pan Bóg działa moim życiu?
pexels |
Czy moje życie obchodzi Pana Boga?
To pytanie często nam towarzyszy, prawie tak często jak wtedy, kiedy zastanawiamy się, czy Bóg naprawdę jest. Skoro nie widzę jak Bóg działa w moim życiu, dlaczego mam w niego wierzyć? Pyta człowiek XXI w.
Wszystko co wykracza poza moje doświadczenie podlega wątpliwości...Nie istnieje coś, czego nie można: zmierzyć, policzyć lub doświadczyć. Twierdzimy, że Boga nie ma, skoro my w niego nie umiemy uwierzyć. Człowiek naszej epoki często myśli : To Bóg powinien się starać, aby mnie przekonać do wiary w Siebie, ja ewentualnie uwierzę lub nie. Często mamy się za bogów, a jeśli nie za bogów to przynajmniej za równych Najwyższemu. W ten sposób nie dopuszczamy do swojego serca pragnienia Absolutu, kogoś większego niż my sami....
Czy Bóg działa w moim życiu?
Po pierwsze musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: W jakiego Boga wierzę, jakie wyobrażenie Boga noszę w swoim sercu i czy ono jest prawdziwe, czy Bóg nie jest kimś całkowicie innym, niż mój sposób myślenia o Nim. Na czym opieram mój sposób postrzegania Boga?
Po drugie, aby widzieć działanie Boga w życiu, powinniśmy być z Nim w relacji, znać Jego imię, mieć z nim kontakt przez modlitwę, przez życie sakramentalne i czytanie Słowa Bożego.
Myślę też, że w sytuacji kiedy nie pozostajemy z Nim w relacji, dobrze jest mieć pragnienie spotkania z Bogiem.
Wszystko to wprowadza nas w rzeczywistość Boga i pozwala też widzieć Jego drobne znaki, a potem Jego działanie w moim życiu. Najpierw w sprawach prostych, a potem w większych. Widzenie działania Boga w naszym życiu, zakłada wiarę, powierzanie siebie Bogu w zaufaniu i przekonanie, że Bóg pragnie mojego szczęścia i zbawienia, że nie musi działać tak jak ja sobie to wyobraziłam, czy zapragnęłam. Bóg nie jest instytucją usługową, która spełnia nasze prośby i błagania ale pragnie naszego dobra i szczęścia. Jest Miłością przekraczającą moje wyobrażenia i wypełniającą moje najgłębsze tęsknoty. W tej Miłości mieści się wszystko cokolwiek możemy powiedzieć i wyobrazić sobie na temat Boga.
Myślę też, że w sytuacji kiedy nie pozostajemy z Nim w relacji, dobrze jest mieć pragnienie spotkania z Bogiem.
Wszystko to wprowadza nas w rzeczywistość Boga i pozwala też widzieć Jego drobne znaki, a potem Jego działanie w moim życiu. Najpierw w sprawach prostych, a potem w większych. Widzenie działania Boga w naszym życiu, zakłada wiarę, powierzanie siebie Bogu w zaufaniu i przekonanie, że Bóg pragnie mojego szczęścia i zbawienia, że nie musi działać tak jak ja sobie to wyobraziłam, czy zapragnęłam. Bóg nie jest instytucją usługową, która spełnia nasze prośby i błagania ale pragnie naszego dobra i szczęścia. Jest Miłością przekraczającą moje wyobrażenia i wypełniającą moje najgłębsze tęsknoty. W tej Miłości mieści się wszystko cokolwiek możemy powiedzieć i wyobrazić sobie na temat Boga.
Miłość przejawia się blaskiem prawdomówności, darami dobroci, wszechmocą, która stwarza i ocala. Znamiennym jej rysem jest to, że zawsze miłuje pierwsza. Ona pierwsza udziela prawdy, udziela dobra, pierwsza udziela ocalenia, ona pierwsza stwarza w człowieku jego serce. Miłość Boga nie jest przejawem wdzięczności wobec człowieka za jego miłość, jest bowiem pod każdym względem pierwsza.
Bóg jest Miłością - to znaczy, że Bóg jest gniazdem człowieka, w którym czeka na niego oswojone szczęście. Szczęście oswojone, to szczęście, które nie ucieka. To wieczność.
Dla siebie nas Boże stworzyłeś i niespokojne jest serce nasze dopóki nie spocznie w Tobie.*
Czy kogoś takiego może nie interesować moje życie? Czy ktoś taki może nie działać w moim życiu?
*Myśl zaczerpnięta z Podstaw etyki Ks.Józefa Tischnera
No ale patrzę na moje życie i naprawdę nie widzę, że Go interesuje i nie widzę, żeby gdzieś Działał. Modlę się, próbuję jeszcze ciągle za Nim latać, nie wiem, może dobijam się o to, żeby jednak mnie Kochał - ale nic nie mogę zrobić, cała daremność moich prób kontaktu z Nim też mnie miażdży. Tak, mogę sobie wyobrażać, że On Jest Dobry i On mnie Kocha, mogę to sobie wyobrażać całymi godzinami. Ale to jest tylko obraz, wyobraźnia, a potem przychodzą konkrety życia. Chcialabym, żeby On Był w tych konkretach, nie w obrazach cy wyobraźni.
OdpowiedzUsuńNie wiem co mam Ci napisać...Czasami ciemności, brak doświadczenia jest najgłębszą wiarą. Bycie przy Bogu , pomimo bólu i cierpienia jest największą miłością. Pozdrawiam serdeczni.e
Usuńja natomiast widzę działanie Boga w moim życiu, to są małe, często niedostrzegalne rzeczy, ale trzeba umieć na to spojrzeć. Trzeba być uważnym i dostrzegac te czasem maleńkie gesty, udogodnienia, wskazywanie drogi. To nie jest tak, że proszę i otrzymuje. Czasami musze czekac, a cierpliwośc jest cnota, droga do Boga nigdy nie jest prosta
OdpowiedzUsuńŻycie wiary polega w pewnym sensie na ciągłym szukaniu i spotykaniu, przybliżaniu i oddalaniu, błąkaniu się i powracaniu do Boga. Nikt z nas nie zdoła również osiągnąć raz na zawsze określonego, stale satysfakcjonującego wyjaśnienia wszystkich meandrów i zakamarków wiary. W dużo większym stopniu każdy z nas przechodzi przez długi i kręty korytarz osobistego rozumienia swego miejsca w tym życiu i w wieczności....
W życiu wiary istnieje niebezpieczeństwo zbytniego utożsamienia się z takimi doświadczeniami, w których obecność Boga nie ulega wątpliwości. Taka postawa daje nam niezbite poczucie pewności i nie zobowiązuje zbytnio do wychodzenia ku „dalej i więcej”. Jednakże Bóg pragnie być przez nas poszukiwany, aby nam pokazać, że nie można Go zawężać do określonego spektrum doświadczeń religijnych, które zwykliśmy nieraz pod wpływem przyzwyczajenia postrzegać jako „przepełnione Jego obecnością”.
Ciemności nie trwają jednak wiecznie. Noc musi się kiedyś skończyć. Świetnie ilustruje tę prawdę Jerzy Liebert w wierszu Anioł pokoju: „Za rękę mnie wiedziesz, dokąd? / W ciemnościach się mylę i gubię / Wytrzymaj poddany próbie! / Tyle głosów przeze mnie biegnie / Jak w gałęziach w piersiach wiatr dzwoni / Wytrzymaj wicher ulegnie”.
Bezradność uczy nas cierpliwości, która paradoksalnie jest oznaką męstwa. Cierpliwość wypełniona nadzieją nie jest jakimś fatalistycznym przeczekaniem nieznośnej sytuacji. Łacińskie słowo patientia określa cierpliwość jako zdolność do cierpienia i empatii. Jeśli mówimy, że Bóg jest cierpliwy, czy możemy równocześnie twierdzić, że przygląda się On z dala naszej udręce? Czy Bóg nie współcierpi z nami?
źródło
https://jaksiemodlic.pl/2017/01/20/kiedy-bog-milczy/
Wandziu, serdecznie dziękuję za tę mądrość. Pozdrawiam tez serdecznie.
Usuńnie mam żadnego męstwa ani zdolności do cierpienia, nie będę mieć, nawet już nie chcę mieć. Życie mnie pokonało, pokonuje mnie każdego dnia, jest tylko coraz większy bezsens i coraz większe zniechęcenie. nie ma żadnego "dalej i więcej", modlę się o śmierć, czekam, aż to się wszystko raz skończy... ale On nawet tego nie Słucha. naprawdę kiedyś myślałam, że Bóg mnie kocha i nigdy mnie nie zostawi. a teraz patrzę po tym moim życiu i nie ma Go, nie wykazuje najmniejszej oznaki, że Wie, co tu się dzieje, ani że Go to cokolwiek obchodzi. nie chciałam tego dożyć, nie chcę tak żyć. chcę, żeby On Był, żeby Się Interesował, Okazywał jakoś, że Go to obchodzi.
OdpowiedzUsuńDoświadczenia religijne też mnie kompletnie nie obchodzą, nigdy nie miałam żadnych religijnych odlotów i nie chcę mieć. ja patrzę na fakty mojego życia, na to, że Go proszę o tylko co Go proszę, to są rzeczy złe? każda rzecz? mam dojść do wniosku, ze szkoda Go o cokolwiek prosić, bo i tak nic z tego? już jestem blisko... jeśli to Bóg zsyła te wszystkie złe wydarzenia, w takiej ilości i w takim stężeniu, bez żadnego dobra, do tego stopnia, że nie chcę już żyć, to On mnie Kocha, tak? a jeśli to nie Bóg to wszystko zsyła, to Boga w moim życiu nie ma, no bo gdzie Jest?
Zastanawiam się czy jest ktokolwiek, kto nie doświadcza zła, bólu, niemocy, lęku, zwątpienia, poczucia, że jego modlitwy nie sa wysłuchane etc etc.
OdpowiedzUsuńKażdy jest inny i każdy też inaczej te hm. przeciwności (taki eufemizm) przeżywa.
Zastanawiam się natomiast nad wiarą, którą Bibilia opisuje "wbrew nadziei uwierzył nadziei". Może też i na tym polega wiara właśnie, że nie widzimy nic a wierzymy. O tej ciemnej nocy pisali mistycy. Oni przecież też jej nie chcieli! Też obijali się o ciemność i zero widzenia. Może wiara polega na tym, by nie chcieć mieć wyłącznie po swojemu? Daj mi bo _ja_ tego chcę, potrzebuję, bo to przecież obiektywnie dobre...
Modlę się ...naście lat o nawrócenie X i co - nic nie widzę.... Proszę o życie, człowiek umiera - i żeby to jeden... Można mnożyć pytania... I nie będzie tutaj odpowiedzi - zwłaszcza taej, jakiej jak _ja_ chcę tu i teraz. "teraz widzimy niejasno..."
Nauczono mnie, że Biblię bierze się w całości. A tam jest "proście, a będzie wam dane" - ale również "drogi moje nie są drogami waszymi".
I tak sobie jeszcze myślę, że mogę tak bardzo skupić się na tym, że nie widzę działania Boga (bo mam swoje wyobrażenie jak powinien zadziałać), że nie zauważę gdy działa inaczej niż oczekuję/spodziewam się/pragnę.
Zastanawiam się ciągle jak to robić, aby nie dopominać się ciągle "ja chcę aby tak było...". Żeby rzeczywiście oddać Jemu władzę nad moim życiem. Nie tylko raz, kiedyś, ale codziennie.
Widziałam taką sytuację: mąż ciężko chory (końcowe stadium przewlekłej choroby), wydaje się, że już będzie koniec i... zmiana leków, odzyskuje trochę sił. Lekarze nie dają złudzeń, to nie cofnięcie się choroby tylko reacja na sterydy. Ale żyje, jest silniejszy - umiera po 6 czy 7 miesiącach od tego "pierwszego" kończenia się. Żona - co zrozumiałe - zrozpaczona i mająca pretensje do Pana Boga, że męza już zabrał. Syn mówi - przecież dostaliśmy dar, jeszcze pół roku więcej życia z Ojcem... Może to rozpacz, bezsiła, zmęczenie podpowiada nam tylko negatywne patrzenie (a ta żona była umęczona, naprawdę). Może to jest jakaś pokusa - aby nie widzieć, nie umieć zauważyc dobra?
Ja nie wiem. Głośno (klawiatura stuka) myślę. Że nie mam być Ja, moje chcenie na pierwszym miejscu. I że to nie moje drogi jednak. Ja mam tylko wybierać to dobro, które jest w zasięgu ręki. Podać szklankę, uśmiechnąc się, nie dokładać do czyjegoś zła. I to jest naprawdę heroizm czasem - nie zaklnąć, nie bluzgnąć, nie trzasnąć drzwiami, ... (nie że ja taka bohaterka, choć akurat nie klnę).
No więc nie mam recept. A czasem może i łatwiej byłoby powiedzieć "nie ma Boga"? Czy o to jednak na pewno chodzi?
jeśli Jego myśli nie są naszymi, to skąd ja mam wiedzieć, o co Mu chodzi? OK, ja podam tą szklankę, zmienię ten worek, przebiorę w suche majtki. Ale będę rzygać i kląć - nie ukrywam. Nie jest to dla mnie żadne doświadczenie wiary i heroizmu, właśnie raczej braku wiary i bezbrzeżnej słabości. Przegranej. Tego, ze nic nie jestem warta i lepiej by było, gdyby mnie nie było. że lepiej by było, gdyby ojciec umarł rok temu na stole operacyjnym, bo ten rok to tylko staczanie się i odchodzenie od wiary nas wszystkich.
OdpowiedzUsuńBo to zawsze jest kwestia tego co ja zrobię z doświadczeniem. Co chcę zrobić (poza oczywistym, że nie chcę go).
OdpowiedzUsuńJa nie osądzam, bo wiem jak może działać skrajne umęczenie. Trudno mi ubrać w słowa to, co chcę napisać. Niemniej "nie widzę" to nie to samo, co "nie ma". No i czasem warto dopuścić myśl, że jest inaczej niż mi się wydaje / niż coś postrzegam.
na tej samej zasadzie molestowane dziecko powinno dopuszczać myśl, że wujek robi dobrze, tylko ja nie umiem tego zobaczyć. Albo bita żona powinna myśleć, że jej mąż pije i tlucze dla jej dobra, tylko ona nie umie tego zauważyć, bo naprawdę jet inaczej, niż ona widzi.
OdpowiedzUsuńsą w życiu jakieś fakty. ja się czuję miażdżona. jak mam w tym widzieć dobro i milość? czemu mam zaklądac, że są?
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWiesz pewnie sama nie wiem co ci powiedzieć, ale ja nie doświadczając tego co ty piszesz o ojcu, miałam marzenie i modliłam się o ciągle nie mogę poradzić sobie z tym, że unarl, a chciałam żeby żył, abym mogła się nim opiekować tak, jak ty teraz nie możesz. MOZE TO JEST ODPOWIEDZ DlA NAS, ZE CO TEN Bóg ma zrobić? Ty się męczysz i wolałabyś by ojciec umarł. Ja się męczę, czego nie żył i nie mogłam się nim opiekować...może ty masz doświadczenie tego, żeby cis jeszcze dla niego zrobić, a ja miałam doświadczenie tego jak można pięknie chociaż ciężko umierać...nie rozumiem, ale wiem, że Jezus przytulił się do swego krzyża, swego bólu ale się nie poddał...a na końcu jest zmartwychwstanie....nadzieja....można żyć ciągle zostając na drodze krzyżowej, albo pewnie patrzeć już za krzyż do otwartego grobu....
OdpowiedzUsuń