Jak pogodzić religię ze współczesnością?
Czasami przeglądam popularne profile na Instagramie ludzi o odmiennych poglądach niż moje, ze świata sztuki, literatury itd. Podziwiam ich erudycję i błyskotliwość, wiele się tam dowiaduję ciekawych rzeczy.
Jednak to co mnie uderza to ogólna niechęć do religii, im silniejsza niechęć i manifestacja jej, tym bardziej jest ten ktoś człowiekiem postępowym, mile widzianym i dobrze komentowanym w pewnych kręgach.
Odnoszę wrażenie, że stało się modą, krytykowanie religii, oraz wszelkich przejawów religijności, podważanie jej znaczenia i sensu, wykazywanie jakoby religia była jedyną przeszkodą do osiągnięcia pełnych możliwości człowieka.
W zjawisku tym widzę i myślę, że nie będę tutaj za bardzo odkrywcza. Zmiany kulturowe zachodzące we współczesnym świecie, które wiążą się z zanegowaniem porządku ukształtowanego w oparciu o dotychczasowy system wartości, a zwłaszcza przewartościowanie definicji dobra i zła oraz norm moralnych, które kształtowały do tej pory człowieka.
Normą o jakiej chce stanowić współczesne społeczeństwo, są niczym nieograniczone prawa człowieka, a o tych ma decydować większość, władza i pieniądze, Bóg i religia staje się hamulcowym w nieograniczonej wolności w używaniu przyjemności życia i zdobyczy cywilizacyjnych.... Więc zanegujmy Boga i religię odrzućmy ją i za wszelką cenę, ograniczmy jej wpływ na życie społeczne i jednostek.
Chciałoby się postawić klasyczne pytanie Quo Vadis człowieku? Odpowiedź jest zbyt prosta by trzeba było ją tutaj pisać.
Innym pytaniem, które wydaje mi się ciekawe dla mnie samej, to pytanie o miejsce chrześcijaństwa we współczesnym świecie.
Czy pozostaje nam zadowolić się faktem, że będziemy niewielką grupą żyjącą autentycznie Ewangelią, pełniąca dzieła miłosierdzia i w ten sposób oddziaływając na społeczeństwo?
Czy też będziemy usiłowali przymilać się współczesnej kulturze, poprzez dostosowywanie, rozumiane jako złagodzenie wymagań Ewangelii, otwartość i dialog, i ostatecznie przyjmując sposób rozumienia świata w duchu nowoczesności.
Istnieje też niebezpieczeństwo zabarykadowania się i braku podstawowej otwartości, koniecznej do zrozumienia zachodzących zmian, a co za tym idzie, braku rozwoju i znalezienia właściwych rozwiązań dla współczesnych wyzwań.
Wydaje mi się, że pozostawanie pomiędzy wiarą a nowoczesnością wzywa nas do jednoznacznych postaw, opowiadających się za Jezusem. Skończył się czas bycia chrześcijaninem z nazwy. Sytuacja ogólnego kryzysu kulturowego, zaprasza nas do głębokiego zaangażowania się po stronie wyznawanej wiary, przyznawania się do niej z godnością i odwagą, pozostając sobą, bez przymilania się komukolwiek. Skończył się dla chrześcijaństwa czas prestiżu, władzy, a przyszedł czas służby i jednoznacznego świadectwa, do kogo należymy.
Moim skromnym zdaniem: jednoznaczność, to klucz do przezwyciężenia lęku przez przyszłością, bezmyślne przymilanie się kulturze, która religię uważa za wroga prowadzi do rozmycia chrześcijaństwa i jego zaniku.
Przy czym przymilanie się kulturze, a miłosierdzie to dwie różne sprawy ale to już rozważanie na inny czas.
Szczęść Boże,
OdpowiedzUsuńmam wrażenie że wiele odpowiedzi wyczytamy w czytaniach z ostatnich dni - i w liście św. Jana i w wangelii, szczególnie tej wczorajszej i dzisiejszej... :)
Ja mam wrażenie, że tej prezentowanej w wielu miejscach (i nie zawsze racjonalnej) niechęci do wiary chrześcijańskiej i Kościoła towarzyszy jednocześnie wiara w zabobony - jakby rzeczywistość nie znosiłą pustki. Jeśłi na antenę popularnego radia regularnie zapraszany jest wróż stawiajacy karty tarota to zaczynam się pytać co jest grane....
Ale też jest ta prawda, że wielu ludzi uznawanych za twarze Kościoła (albo może i częsciej prezentowanych jako takie) pokazuje jego karykaturę.
Taka ciekawa analiza jest tutaj: http://wiez.com.pl/2018/12/28/przyjaciolom-ateistom-ostatnio-dosc-irytujacym/
Pozdrawiam serdecznie :)
Jestem przekonana, że potrzeba Boga, jest głęboko zakorzeniona w człowieku, dlatego zawsze znajdzie jakieś namiastki jeśli go odrzuci...Co do tych twarzy Kościoła to musiałabym napisać odrębny wpis. Co do czytań podzielam Twoje zdanie.Pozdrawiam serdecznie.Dziękuję za komentarz.
UsuńSzczęść Boże! Przyszła mi do głowy taka myśl - postawa pierwszych chrześcijan- oni też byli w mniejszości, ale nikt nikomu się nie podlizywał, za to byli , jak to Siostra pisze - jednoznaczni w postawie, do bólu jednoznaczni, dosłownie, jeśli popatrzymy na prześladowania. Mam za sobą lata pracy w katechezie i wniosek - w naszym społeczeństwie myli się wiarę z praktykami. Śmiem twierdzić, że mamy całe tabuny osób praktykujących, lecz niewierzących. Stąd tak rozumiana " wiara" przegrywa z propozycją tzw świata. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa bym powiedziała, że mamy tabuny wierzących, a nie praktykujących,którzy w coś wierzą ale nie bardzo wiedzą w co a jeśli wiedzą, to rzadko pogłębiają i świadomie żyją wiarą w codzienności.Pozdrawiam serdecznie.Dziękuję za komentarz.
UsuńMiałam to szczęście, że moja śp. Mama uczyła mnie żyć z wiarą na co dzień...
OdpowiedzUsuńMoja wiara " prostej wieśniaczki" pomaga mi w pokonywaniu trudności, bez niej wszystko byłoby bardziej czarne...
Przekaz wiary to naprawdę szczęście. Zawsze mnie zachwycała wiara prostej wieśniaczki, chociaż sama nie potrafiłam tak wierzyć jak moja babcia, jednak to Ona pokazała mi jej piękno i siłę. Pozdrawiam serdecznie. Dziękuję za komentarz.
OdpowiedzUsuńKlaro,
OdpowiedzUsuńJesteś troszeczkę naiwna i chyba niezbyt rozeznana w wiedzy o współczesnym świecie. Postudiuj sobie współczesne nauki z zakresu biologii ewolucyjnej, socjobiologii, fizyki teoretycznej, kosmologii, kognitywistyki. Religia staje się po prostu mało istotna i nieciekawa w świetle tego co wiemy o świecie. Ile można się egzaltować anachroniczną mitologią?
Dla mnie religia jest ciekawa bo chodzi w niej o Kogoś Kogo nie można zmierzyć, nazwać ani określić do końca kto jest Żywy i Realny. Mogę być naiwna i ciemna Bóg jest i żadna nauka tego nie zmienia. Pozdrawiam.
Usuń