O trudności rozmawiania na temat wiary

 Tak dobiegł do końca oczekiwany długi weekend....Obfitował w wiele wydarzeń. Między innymi byłam na rekolekcjach z nauczycielami z naszej szkoły. To był dobry czas, zobaczenia siebie nawzajem z innej strony, tej lepszej. W codzienności szkolnej  zmagamy się z różnymi problemami Ten czas pozwolił nam odejść na chwilę od szkoły i skoncentrować się na rzeczywistości duchowej, na wierze.
 W związku z tym, poczyniłam kilka refleksji, którymi chciałabym się tutaj podzielić, może ktoś zechce skorzystać i uczynić je użytecznymi dla siebie.

 Dlaczego tak trudno jest mówić nam o wierze, o swoim doświadczeniu wiary?

Kiedy pytamy czym jest wiara w moim życiu, boimy się odkryć, jedni przed drugimi. Bardzo często wiarę traktujemy jak prywatną sprawę do której nikt inny nie powinien mieć dostępu. Dlaczego?

  Ponieważ wydaje nam się czymś tak bardzo osobistym i dotykającym naszej najgłębszej sfery, gdzie możemy być naprawdę tym kim jesteśmy, bez żadnych upiększeń i masek, dlatego tak rzadko chcemy wpuścić kogoś do tego miejsca, bo jest ono  narażone na wyśmianie, zlekceważenie, wykpienie itp, ponieważ jest pozbawione ochrony. 

  Przeżywanie wiary  wiąże się też, z obrazem Boga jaki nosimy w sobie.

Obraz Boga jest ściśle związany z  naszymi relacjami z rodzicami, ich stylem wychowania i stawianymi nam wymaganiami, bezwarunkową akceptacją, bądź stałym zasługiwaniem na miłość. Bardzo często przejmujemy negatywne postawy rodziców najczęściej Ojca, przenosząc je na Pana Boga...Ale tak to już jest, że potrzebujemy mieć wyobrażenia Boga nie możemy wierzyć w pustkę, dlatego tworzymy je w najbliższy i najprostszy dla nas sposób, przeniesienie. 
   Autentyczne życie wiary polegałoby na tym, aby rezygnować z wyobrażeń wyniesionych z domu, a wchodzić w relację z Bogiem takim jakim On naprawdę jest, a nie takim, jak  my o Nim myślimy, że jest. Bo wiara to relacja, to nie Kościół, zwyczaje, obyczaje chociaż to wszytko jest ważne, dobre i piękne, to jednak dynamiczna relacja  z Bogiem, nie zawsze łatwa, nieraz pełna walki, będzie przed nami odkrywała rzeczywistość Boga - Jezusa, w Słowie Bożym i sakramentach, ciągle na nowo i bardziej.  
Zapraszanie Go do swojego życia takim jakie ono jest tu i teraz, aby on je przemieniał, prowadził nas to stały wysiłek i nazywany  życiem duchowym,do którego są wezwani wszyscy ochrzczeni. 

O wierze trzeba mówić i nią żyć, nie jest to łatwe ale dzięki łasce otrzymywanej od Boga każdego dnia jest możliwe. 
      

Komentarze

  1. 1. ale jaki Bóg naprawdę jest? Tego nikt z ludzi do końca nie wie przecież... mamy tylko obrazy,. słowa i właśnie wyobrażenia.
    2. na czym polega ta słynna "relacja z Bogiem"? czy to to samo co "doświadczenie Boga"? o co w tym wlaściwie chodzi?
    3. "zapraszanie Go do swojego życia" czyli powtarzanie Mu: weź Sobie ten cały mój bajzel? A jak powtarzam, a nic (zwlaszcza nic dobrego) się nie dzieje? Co ma się stać/powinno się stać na skutek takiego zapraszania?
    Jak to powinno wyglądać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się ,że są to bardzo ważne pytania, które stawiasz i postaram się na nie odpowiedzieć w następnym wpisie.Pozdrawiam.

      Usuń
  2. tylko proszę nie tłumaczyć mi, ze mamy Biblię, Objawienie, Wcielenie, że Bóg pokazał, jaki Jest - to rozumiem i przyjmuję. Chodzi mi o to, że nawet Biblia i Wcielenie nie zamykają Boga w takich granicach, ze umiemy Go zrozumieć. Nie wiem, rozumieć jak działa, o co Mu chodzi, dlaczego prowadzi czyjeś życie tak a nie inaczej. Nie lepiej założyć, że Bóg jest inny, nieogarniony, niewytłumaczalny i za mało o Nim wiem, żeby opowiadać, jaki Jest naprawdę i tłumaczyć (się za) to, co On robi w ludzkim życiu? Przyjąć że ok, On mnie kocha, ale nie zaklądać, że ta milosć jest taka, jakiej ja chcę/potrzebuję - że nawet Jego Milosć jest zupełnie inna niż wszystko, co ja znam i rozumiem, i czego bym chciala? I dlatego to życie jest takie durne (z mojego punktu widzenia), że On ma kompletnie inną logikę, której ja za Chiny nie pojmę?

    Rozumiem też, że Bóg jest Osobą (a nawet Trzema) - i tego (w odniesieniu do relacji - też nie trzeba mi dlugo tłumaczyć. Ale na czym może polegać relacja z Bogiem, który jest Bogiem, czyli Kimś zupelnie innym? Z kim nie da się pogadać, pobyć, dotknąć, uslyszec odpowiedzi na pytanie? I znowu: nie trzeba mi tlumaczyć realnosci sakramentów i Słowa, rozumiem ją. Ale sakramenty to kwestia wiary, relacji nie zalatwiają. Zjadam kawałek Chleba i nic się nie dzieje. Wierzę, że On Jest, ok. Czytam tą Biblię, wiem, jak Kościół ją interpretuje, czasem próbuję przykladac ją do życia, niewiele mi wychodzi, najczęściej że jestem grzesznikiem i dlatego nic mi nie pasuje - i co? No nic się nie dzieje. Powinno coś się dziać?
    Na czym ma polegać ta "relacja"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Widzę, że odpowiedziałaś sobie. Bardzo pięknie. Zgadzam się z wszystkim. Relacja to relacja nic nie musi się dziać, aby kochać. Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  3. nie uważam, że sobie odpowiedziałam, uważam, że zadaję pytania.
    Prosto jest mówić, że ludzie nie rozmawiają o wierze, prosto jest udzielać katechizmowych, ramkowych odpowiedzi. Naprawdę tak trudno zauważyć, ze ludzie pytają?
    może zamykaja się, bo i tak nikt z nimi nie chce rozmawiać? Nie odpowiada na ich pytania odpowiedziami z życia, a nie z podręcznika religii?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem mnie atakujesz....Uważasz, że są to ramkowe i katechizmowe wypowiedzi? Na jakiej podstawie? Cenię ludzi, którzy zadają pytania i lubię je. Natomiast u Ciebie widzę więcej prowokacji niż poszukiwania, ponieważ wiele odpowiedzi masz w sobie, swoich własnych i jest Ci z tym dobrze. Tak odbieram to co piszesz. Pozdrawiam. Jeśli chcesz poważnie rozmawiać napisz na prv. : klara.osu@gmail.com

      Usuń
  4. nie wiem, nie widze tego jako ataku osobowego na, raczej na problem w Kościele. Tak, ja uważam, że odpowiedzi, jakich udzielilam w komentarzu są ramkowe i katechizmowe, i one na nic mi nie odpowiadają. Myślę, że wielu ludzi nie chce sluchać (szeroko pojętego) Kościoła, dlatego, ze tylko takie odpowiedzi otrzymuje.

    nie rozumiem, o co chodzi: wiele odpowiedzi masz w sobie, swoich własnych i jest Ci z tym dobrze. wydaje mi się, że większość moich odpowiedzi to herezje, choćby ta odpowiedź, że nie da się powiedzieć, co Pan Bóg ma na myśli i czego ode mnie chce, i co chce mi przez coś tam powiedzieć. To są odpowiedzi, które nabylam w ciągu ostatniego roku z praktyki życia, ale nie wiem, czy to jest "prawomyślna" odpowiedź?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co to znaczy być Dzieckiem Boga?

Czy Pan Bóg działa moim życiu?

Czy możliwe jest życie w czystości?