Dawne i nowe

      W pewnym momencie swojego życia miałam okazję spotkać grono ludzi, którzy byli zwolennikami arcybiskupa Lefebra i miłośnikami Mszy trydenckiej i wszystkiego co Sobór w Trydencie powiedział, jako jedynej i nieomylnej prawdy, a wszystko co nastąpiło potem, zwłaszcza Sobór Watykański II, było nadużyciem.

  Byli to ludzie bardzo inteligentni, o poglądach konserwatywnych i w takim samym duchu wychowujący swoje dzieci, stanowili oni pewnego rodzaju elitę, która spotykała się na Mszach trydenckich, wtedy jeszcze nie były one  uwolnione jak dzisiaj.

  Chociaż nie podzielałam  poglądów tych ludzi, w kwestiach liturgii i ich spojrzenia na Sobór Watykański II, czasami z nimi dyskutowałam, to bardzo tych ludzi ceniłam i cenię, wiele też się od nich nauczyłam, np, że poglądy konserwatywne nie muszą być powodem do wstydu ale do dumy, że postępowi nie są   tylko Ci którzy mają poglądy liberalne i nowo-lewicowe, nauczyłam się też pewnej konsekwencji.

  Nie mogę też tym ludziom zarzucić powierzchownej religijności, bo w określonych sytuacjach życiowych spotykałam się z ich głęboką wiarą  i pobożnością.
W tamtym okresie miałam też okazję obserwować  młodych ludzi radykalizujących się w duchu trydenckim.
 I zadawałam sobie wtedy pytanie, a dzisiaj jeszcze bardziej, skąd taka radykalizacja?

   Dlaczego piszę na ten temat?
 Ostatnio obserwuję jakiś dziwny podział w Kościele polskim na bardziej katolickich i mniej katolickich, no i jeszcze środkowo katoliccy ale jak powszechnie wiadomo, środek, zawsze jest najmniej interesujący ale nie można zaprzeczyć, że jest .
 Bardziej katoliccy to  Ci, którzy są zwolennikami, piękna liturgii rozumianej jako powaga, majestat i dostojeństwo, realizowanej przez skrupulatne zachowanie wszystkich przepisów itd,  a mniej katoliccy, to ci z Odnowy  machający flagami, tańczący, modlący się językami, podnoszący ręce w kościele.

  I wszystko to wydaje się dosyć zabawne do momentu kiedy rozpoczyna się walka na słowa, publiczne wyśmiewanie, poniżanie, obrażanie, konkretnych osób, w imię obrony prawdy i czystości rytuałów.

Ostatnio trafiłam na mało zabawną stronę na Fb, która drwi i szydzi, z osób i instytucji w imię tradycji i czystości wiary, z jednej strony, dostojeństwo, piękno i  majestat starej liturgii, z drugiej drwiny i szyderstwa pod adresem osób. Budzi to mój sprzeciw  i bunt,  wobec takiego rozumienia liturgii, wiary i Kościoła.
  
Nie jestem zwolennikiem dowolności w liturgii, ani za  zachowywaniem sztywnym  przepisów, bo przepisy są dla ludzi, a nie ludzie dla przepisów. Przechylenie w każdą stronę jest szkodliwe.

  Powszechność Kościoła między innymi wyraża się w tym, że jest w nim miejsce dla wielu obrządków  i sposobów sprawowania liturgii. A szacunek dla odmienności  jest częścią naszej wiary. I wydaje mi się, że w liturgii chodzi o Boga samego, o spotkanie z Nim.
Jeśli chrześcijanie nie potrafią obdarzać się wzajemnie szacunkiem,  jakie dajemy o sobie świadectwo?
"Każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje i dom na dom się wali." Łk 11, 17

Komentarze

  1. Boleję bardzo nad tym, że liturgię sprowadza się nierzadko do posłuszeństwa przepisom (rubrykalizm?). A przeciez (choć przepisy są potrzebne) liturgia to coś o wiele, wiele większego i ważniejszego. Bardzo trudno jest rozmawiać, gdy jeden człowiek drugieo uznaje za nic. Właściwie chyba nie da się wtedy rozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypomniał mi się żart ś.p ks. Tischnera, który pytał przed laty jaka jest różnica pomiędzy liturgistą a terrorystą i po chwilowej konsternacji słuchaczy odpowiadał: z tym drugim można negocjować :-) Historia pokazuje jednak, że obecnie jakiekolwiek negocjacje to już rzadkość, że o dialogu gdzie obie strony się szanują nie wspomnę. Ideologia to jak wyprasowany na kant garnitur, tylko spróbuj go pobudzić, a się przekonasz :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, nie każdy liturgista będzie terrorystą i nie każdy terrorysta będzie fanatykiem religijnym. Z moich obserwacji jednak wynika, że uświęcony tradycją zwyczaj często przeradza się w bałwochwalstwo, a ono bywa śmiercionośne.../pś

      Usuń
  3. Uważam, że wszystkie skrajności przynoszą szkodę, ale jestem też wyrozumiała dla pewnych odmienności, byle nie wykraczały zbyt daleko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyrozumiałość to piękna cecha, to cecha matczynej miłości. A to co wykracza zbyt daleko samo się degeneruje. Pozdrawiam

      Usuń
  4. gdyby tolerancja i szacunek dla drugiego czlowieka wryte bylo w sercach kazdego - o wiele lepiej, spokojniej i przyjazniej by nam sie zylo. To ,, wyrycie,, w sercu - sadze - zaczyna sie od najmlodszych lat, gdy rodzice nie pozwalaja przedszkolakowi szydzic z drugiego dziecka, gdy zachecaja do zabawy ze wszystkimi , gdy nie pozwalaja wysmiewac czy dokuczac, Zasmuca mnie, ze wielu doroslych nie chce czy nie potrafi okazac szacunku dla innosci a przeciez nie droga jest wazna tylko Cel a do niego mozna dojsc roznymi sciezkami. Pozdrawiam Wandzior

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co to znaczy być Dzieckiem Boga?

Czy Pan Bóg działa moim życiu?

Czy możliwe jest życie w czystości?